Wszystko będzie takie samo
Zespół Stanisława Słowińskiego wyrasta na jednego z najważniejszych przedstawicieli nurtu crossover, udatnie łączącego repertuar muzyki klasycznej z jej na wskroś współczesnym, nowoczesnym wręcz wykonaniem.
W kompozycjach Antonio Vivaldiego, zwłaszcza w najsłynniejszych Czterech porach roku Słowiński i spółka dwoją się i troją, aby połączyć wodę z ogniem, czyli nowoczesność z, wydawałoby się,martwym od wieków, barokiem.
Zamiast ścigać się z Vivaldim, Słowiński postanowił rozszerzyć formułę, nie zmieniając fundamentów. Innymi słowy: zaczął budować własny dom od dymu z komina. Stosując czysto poetyckie środki, dając się ponieść brawurowej, przyznajmy, własnej wyobraźni muzycznej, wyjął z kompozycji Vivaldiego to co na wskroś ponadczasowe i uniwersalne, niczym biblijny Bóg, który wyjąwszy żebro z wnętrza Adama, dał mu cud największy, przewrotną co prawda i nietrwałą, miłość kobiety, Ewy. Aby pociągnąć tę metaforę, przyoblekł ocalały zewłok barokowej, posągowej muzyki w oddech jak najbardziej współczesny. Tchnął własny oddech w glinę Golema.
Nie śniło nam się, że Słowiński i Vivaldi w jednym stali domu: w domu nad przepaścią,. Zbudowanym z dymu z komina.
Bogactwo wyobraźni czyli wizjonerstwo
W głębi rodzi się pytanie: o radość z odzyskanego. O to, czy faktycznie ars longa, vita brevis, i co udaje się przenieść, jeśli udaje się wynieść cokolwiek z dzieła muzycznego, z pozostałości dźwięków po Vivaldim, jaki Narcyz wydobywa z naszych membran usznych jaką nimfę Echo? Jak bardzo odległa bądź nie jest ta dzisiejsza ( Słowińskiego w tym przypadku) (nad?) interpretacja? Czy to słopiewnie nadal brzmi tak samo czy nieco już inaczej? I czy te trele, to ptasie radio, to coś więcej niż migdalenie się do minstrela, do Czerwonego Kardynała? Czy to jest jego i dźwiękom sprostanie, przezwyciężenie ich? Twórcze uniesienie?
Obok mnie usiadł obnośny handlarz z tacą pełną grzebieni, i przypomniały mi się wtedy Myśli nieuczesane Stanisława Leca i poczułem, że ta muzyka, poprzez tę swoją niesforną grzywkę frontmana, poprzez jego zawadiackie marokańskie pumpy, ma być taka nieuczesana właśnie, jak grzywka, nie przymierzając Chopina. Rozczochrana jak włosy Pipi Pończoszanki.
To wszystko niedorzeczność, jeśli wziąć pod uwagę, że poszło o bukiet róż, włożony do niewłaściwego naczynia, a przynajmniej tak by się wydawało komuś z boku.
Niektóre kompozycje wyszły całkiem nieźle. Ale solowy pianista pędził przez klawiaturę jak cyklon, dzięki czemu udało mu się zagrać więcej tonów niż przypuszczałem. Dlaczego pianiści nie patrzą na oznaczenie tempa? Podejrzewam, że wydaje im się, iż większe wrażenie zrobią, grając jak najszybciej, niezależnie od wskazań metronomu.
Przypuszczalnie ktoś wpadł na pomysł, że oryginalna muzyka Vivaldiego jest anachroniczna lub nieprawomyślna. A w ogóle to ludzie nie chcą słuchać, jak ktoś gra to samo tak samo – mówi jeden z moich znajomych muzyków. – Mają muzykę w internecie.
Ten sposób załatwienia sprawy bardzo mi odpowiada. Potraktowanie Vivaldiego według współczesnych norm. Bez cackania się, ale z szacunkiem. Bo przecież gdyby Vivaldi dziś żył, byłby bardziej nowoczesny niż pięciu Pendereckich razem wziętych. A Chopin? Chopin gdyby żył, za Wyspiańskim, to by, proszę Państwa, pił..
Philip Ramey powiadał, iż najszybciej starzeje się ramota. Pasolini, że awangarda. Wychodzi na to, że awangarda i ramota w jednym stoją domu. Nad przepaścią. Słowiński biorąc na warsztat Vivaldiego, stojąc w rozkroku między epokami, pokazuje, że nad przepaścią może powstać także muzyka, równie piękna jak przelatujący nad nią wiolinowy klucz żurawi.
Krystian Kajewski

Od urodzenia mieszkanka miasta Gdańsk, orunianka, malarka, graficzka, poetka fotografka, felietonistka, publicystka na Portalu Gdańsk Miasto Marzeń.
Manager środowisk artystycznych
Członek KMPOiW "Solidarność"