RELACJA Z KONCERTU PUMA BAND & SIGGY DAVIS W BYDGOSKIM EL JAZZ
Na bydgoski koncert PUMA BAND & SIGGY DAVIS przyszło wiele ludzi. Nie tylko dlatego, że wstęp, dzięki łaskawości klubu El Jazz, był wolny. Przede wszystkim dlatego, że to świetna okazja, aby usłyszeć na żywo jazz na tak wysokim poziomie. Co zresztą, w przypadku miejsca, które od lat świetnie prowadzi Józef Eliasz, jest dość częstym zjawiskiem.Siggy Davis ma świetny głos… Trochę jak Ella Fitzgerald, a trochę jak Bessie Smith.
Wszyscy mamy dług w tamtej epoce. W czasach, w których rodził się jazz, który do dzisiaj ewoluuje, i dlatego odwoływanie się do tamtej tradycji jest ze wszech miar chwalebne. A jeśli pisze, że Davis śpiewając wywoływała na mnie podobne wrażenie, co Ella Fitzgerald słuchana z płyt, nie ujmuje to bynajmniej oryginalności tej wokalistki.
Taka jest siła muzyki. Tego ognia przekazywanego z pokolenia na pokolenie, od Palestriny po dzisiejsze listy przebojów. Tymczasem na scenie El Jazz, w piątkowy wieczór, instaluje się trio muzyków: Krzysztof Puma Piasecki Band. Puma to fantastyczny gitarzysta, ktoś taki jak Joe Bonamassa, potrafiący wypełnić grą na instrumencie każde miejsce na scenie.
Puma Band to także doskonale ze sobą sprzężona sekcja rytmiczna. Bas i perkusja są w tym przypadku jak jeden organizm. Na gitarze basowej i kontrabasie dwoił się i troił Maciej Kitajewski, ale i tak show skradł świetny pałker, Jacek Pelc, dla którego perkusjonalia wydawały się naturalnym przedłużeniem zwinnych kończyn.
Ale to nie tak, że biała puma ( gitara Piaseckiego) i czarna pantera ( głos Davis) gryzły się ze sobą. Wręcz przeciwnie. Oba te żywioły, w połączeniu z niezwykle subtelną grą sekcji rytmicznej, dały pokaz swojej kreatywnej, chwilami wręcz wizjonerskiej mocy.
Ona ( Pantera ) ma nieprawdopodobny zasób możliwości wokalnych, ale przede wszystkim ogromną muzyczną wyobraźnię i czuje muzykę,.czy to jazz, czy blues> On ( Puma ) to wytrawny łowca dźwięków muzyki, które wystrzeliiwują z jego gitary niczym fajerwerki, żeby za chwilę powrócić do pudła rezonansowego, posłuszne niczym bumerang.
A teraz same piosenki. Bo przecież Siggy Davis śpiewa standardy, ale i nie tylko. Wersje rozbudowane, niekiedy zupełnie różne od oryginałów, jak w to w jazzowej improwizacji, ale zachowujące ducha oryginału, często z wplatanymi motywami innych utworów ( Summertime nieśmiertelne), a zatem wykonania pełne możliwie jak największej ilości odniesień, co też tygrysy szablozębne lubią przecież najbardziej. A że piosenka musi posiadać tekst, Siggy Davis potrafi podać ten tekst niemalże na przysłowiowej łyżce, wydobywając z niego wszelkie sensy i subtelności, poprzez przesadną, niekiedy wręcz teatralną ich interpretację. Innymi słowy, zarówno Siggy Davis jak i Krzysztof Piasecki to prawdziwe zwierzęta sceniczne. Czarna Pantera i Biała Puma.
Tak, to miks wpływów z przeszłości i teraźniejszości. Taniec pingwina na szkle. Godowy rytuał Białej Pumu i Czarnej Pantery. Panteon dźwięków z najwyższej półki. Z półki z płytami wiecznie grającymi Muzykę Sfer. Doszło zatem na scenie El Jazz do spotkania Czarnej Pantery i Białej Pumy w porywającym, godowym tańcu, którego efektem są dźwięki muzyki. Unoszące się w moich uszach do tej chwili głębokim echem.
Kiedy wyszliśmy, był już wieczór. I nagle odkryłem, że muzyka unosi się jeszcze we mnie, i sprawia, że lewituję jak jakiś lama dwadzieścia centymetrów ponad chodnikami. Uniosłem się siłą własnej wyobraźni jeszcze wyżej i wyżej i z tej wysokości, z perspektywy balonu braci Montgolfier, próbując wydostać się z tego złudzenia niczym baron Munchausen, ujrzałem, jak w amfiteatrze w Pompejach Pink Floyd gra swoją najdłuższą kompozycję, Echoes. I wtedy sobie przypomniałem, że gdzieś już ją dzisiaj słyszałem. W dźwiękach, które wydobywał ze swej gitary Krzysztof Puma Piasecki.
Tekst: Krystian Kajewski

Od urodzenia mieszkanka miasta Gdańsk, orunianka, malarka, graficzka, poetka fotografka, felietonistka, publicystka na Portalu Gdańsk Miasto Marzeń.
Manager środowisk artystycznych
Członek KMPOiW "Solidarność"