Aktualności

„Amerykanie nie łapią tego, co robimy” – twierdzi reżyser filmu Zmartwychwstanie, Bi Gan.

KLUCZ DO K

UNG – FU

recenzja filmu
„Zmartwychwstanie”
reż. Bi Gan
Chiny, 2025

Miły facet, ale film do niczego. Tak pisano o chińskim reżyserze po premierze filmu, który zdobył specjalną nagrodę w Cannes. A może facet do niczego, ale całkiem miły film? A może jeszcze inaczej? Odbiór skomplikowanego dzieła Gana jest trudny i wymaga skupienia, ale kiedy damy się wchłonąć sennej maszynie, może wyjdziemy z tego filmu wewnętrznie oczyszczeni. Jak ja.

Poza tym, ten film czuje się podskórnie, sercem, tak jak pocałunki wampirów, jak trzepot skrzydeł nietoperzy w platońskiej jaskini. Jest to zatem film poetycki, dogłębnie nadrealistyczny, udowadniający starą intuicję Calderona o tym, że życie jest snem, a także przeczucie Kundery, że Zycie jest gdzie indziej. Wyśnione życie aniołów toczy się jak krew właśnie w gigantycznym cyklu Wiecznego Powracania.


To się czuje, to jednak jest jedna krew. Długa podróż dnia ku nocy odmienia się w celinowską Podróż do kresu nocy. Możemy zamknąć oczy w tym pylistym matriksie, przeżuć raz jeszcze ziarno gorczycy czy garmonbozji i poddać się tej przemożnej wizji podróży w czasie i przestrzeni. Sen uwalnia od życia, które jest życiem ku śmierci. Tylko w snach możemy zobaczyć się z tymi, którzy przeszli na drugą stronę. Dlatego gdy zamykamy oczy, mamy je w istocie szeroko otwarte, a drzwi percepcji otwierają się na ten czas, abyśmy mogli ujrzeć wszystko takim, jakim jest: czyli nieskończonym. Sen ( Hypnos) to przecież brat Śmierci ( Tanatosa) i ta hipnopedia ma sens. Bi Gan wie o tym nie od dziś i potwierdza to swoim kolejnym filmem.


Zawrót głowy. Jak u Hitchcocka, po drodze czeka nas kilka trzęsień ziemi i para tsunami. Para kochanków przez gwiazdy przeklętych w ostatniej, najbardziej przekonującej noweli, postanawia w sposób brawurowy opuścić ten świat, który zgodnie z buddyjską filozofią, jest tylko zaklętym kołem cierpienia. A skoro ma skończyć się świat, niech to się stanie z hukiem, nie skomleniem.


Następne ćwiczenie pomoże Ci wykorzystać nawet dzień prania z pożytkiem dla wyglądu. Musisz uwierzyć, że Zmartwychwstanie jest możliwe. Bo skoro życie jest jak film, który naśladuje sen, wszystko w zasadzie jest możliwe, prawda? Możemy więc zamknąć oczy i poczuć się jak na czuciofilmie Huxleya, wyobrażając sobie niegdyś celuloidowy, a dziś już cyfrowy świat. Wszystko jest w mózgu – twierdzi poeta, ale jego wielki poprzednik uprzedza: Czucie i wiara silniej mówią do mnie niż mędrca szkiełko i oko.


Po takim sześciosekundowym napięciu mięśni pozwól sobie na krótką przerwę dla odpoczynku i powtórz całość raz jeszcze,pamiętaj, każdy kolejny seans to każde kolejne odczytanie, jak w „Grze w klasy” Cortazara, albo w teorii o wielości wszechświatów. Ten hipertekst wciąga się jak kokainę, prawda? Zamykamy oczy raz jeszcze i w naszym krwiobiegu tańczą panowie, tanczą panie na moście w Awinion, rytm jest zaś taktem, nie wędzidłem, uwolniona wyobraźnia wodzi ans za nos, który wydłuża się niczym nos Pinokia to znowu maleje do rozmiarów nosa Kleopatry. Przypudruj nos, Nefretete. Przed nami kolejna próba teta a tete z nicością. Wszystkie te obrazy, które wypływają jak lawa z wnętrza krateru, ta senna rzeka, którą nazwijmy umownie za Goethem Penejosem, to kafkowska pułapka egzystencjalna, Labirynt, z którego nie ma wejścia. Chyba że ma się pod ręką kłębek nici od zaprzyjaźnionej Ariadny.


Jeśli Twoja małżonka ma właśnie dzień prania, wyobraź sobie, że jesteś Odyseuszem w podróży służbowej. I że ta sentymentalna podróż pozwoli Ci znowu ujrzeć krągłe uda czarodziejki Kirke, nie wspominając o słodkiej dziurce nimfy Kalipso. I taka jest Twoja Itaka, podróżniku w czasie i przestrzeni. W tej interaktywnej grze w klasy, możesz obmyślać kolejne scenariusze, poławiać perły czy pstrągi w Potomaku. Mój ty biedny flisaku. Za każdym razem, gdy jak w wiekopomnym „Rękopisie znalezionym w Saragossie”, będzie ci się jednak wydawać, że to nie sen, że właśnie się zbudziłeś z tego wszystkiego i że jesteś absolutnie pewien czegokolwiek, uszczypnij się i spójrz w lustro. Oto rozpada się ona na okruchy szkła, które wnikają w twoje serce, by krążyć w twym krwiobiegu.

Czy dzień prania musi być kropny dla mężczyzn? Czy ta Prana stanowi jakąś przeszkodę dla piranii? Czy tę magiczną ranę można posmarować masłem orzechowym? Wreszcie jak, trzymając się wspomnianej nici, wyprowadzić samego z ziemi egipskiej, z domu niewoli, mając do dyspozycji tylko własną wyobraźnię? Nie oszukujmy się. Nikt nie wyjdzie stąd żywy. Nawet jeśli po otworzeniu Drzwi percepcji wszystko ukaże się takim jakim jest, czyli nieskończonym, na razie stoimy przed zamkniętymi drzwiami jak wół przed karetą. Najnowszy film chińskiego reżysera pokazuje jednak, że nawet stojąc przed zamkniętymi drzwiami, można dojrzeć prześwitujące niebo. Poczuć, że pozornie nieprzekraczalny chiński mur pewnego dnia rozsypie się w proch, a wtedy uwolniona z ciała dusza, nie będzie mieć już żadnych granic. Będąc jednocześnie wszystkim i niczym. Nigdy i na zawsze.

Uskrzydlonym duszom wszystko idzie łatwiej! Nawet jeśli to żadna wieczność, a tylko kolejny sen w śnie, to przecież skoro nie ma końca, jest ciągle nadzieja. Nadzieja na nieśmiertelność.

Krystian Kajewski

Prezes Stowarzyszenia "Gdańsk Miasto Marzeń"

Od urodzenia mieszkanka miasta Gdańsk, orunianka, malarka, graficzka, poetka fotografka, felietonistka, publicystka na Portalu Gdańsk Miasto Marzeń.

Manager środowisk artystycznych
Członek KMPOiW "Solidarność"

Pokrewne wpisy

Zostaw komentarz

* Korzystając z tego formularza wyrażasz zgodę na przechowywanie i przetwarzanie Twoich danych przez tę witrynę.

Ta strona używa plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Założymy, że to Ci odpowiada, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuję Czytaj więcej

Polityka prywatności i plików cookie