Potrafimy grać tylko najlepszą wersję naszej muzyki – mówi Rick Jackett i tak właśnie jest. Jarosław Jakubowski zupełnie inaczej. Za każdym razem, z każdą kolejną książką, zmienia się jak Proteusz, a my wraz z nim doświadczamy iście owidiuszowych Metamorfoz.
JAROSŁAW JAKUBOWSKI
Szeroki kadr
21 listopada spotkaliśmy się w przytulnych wnętrzach Galerii Atorskiej Jana Kaji i Jacka Solińskiego z Jarosławem Jakubowskim.
Poza tym, że Jarosław Jakubowski podarował mi swoją najnowszą powieść, „Żywołapkę”, Jan Kaja obdarował mnie jeszcze dwiema innymi książkami. Odwdzięczyłem się również książkowo.
Książki trafiły zatem do czytelników,a tymczasem od słowa do słowa zaczęła narastać między nami, autorami, rozmowa. O tym, czy życie jest teatrem, a może snem wariata. Czyli, zaczynając od teatru, o twórczości Jakubowskiego.
Bardzo udana rozmowa. O ukochanych autorach, jak się okazuje, niekiedy wspólnych. O tym, kto kogo literacko ukształtował. W przypadku mojego gościa to przede wszystkim sfera literatury niemieckojęzycznych, od Thomasa Manna, motto z którego Czarodziejskiej góry otwiera Żywołapkę, przez Thomasa Bernharda po Franza Kafkę, Petera Handke czy Guntera Grassa.
Opowieść snuta jest przez samych uczestników wydarzeń. O tym, jakie znaczenie mają nagrody i wyróżnienia literackie. Jakubowski ma tych nagród na koncie całkiem sporo. Przede wszystkim jest rekordzistą, jeśli chodzi o ilość Strzał Łuczniczki. Gdyby Bydgoszcz była Sherwood, Jakubowski byłby Robinem Hoodem.
Czytając go, można odnieść wrażenie, że jesteśmy tylko my, którzy patrzymy sobie w oczy, o poezji można z Jakubowskim mówić szczerze otwarcie, albowiem autor przyznaje się do tej słabości bez bicia, twierdząc, że przede wszystkim jest poetą, a wszelkie pochodne gatunki literackie są od poezji odskocznią co najwyżej.
\Oczywiście, przede wszystkim poeta.
XXI WIEK
W Bydgoszczy literackie życie rozwija się we własnym tempie. Tymczasem Jakubowski pisze książkę za książką. Dwadzieścia dwa tytuły mówią same za siebie, prawda? Kilka tomów poetyckich, sztuki teatralne, wreszcie, last but not least, opowiadania i powieści.
Nic dziwnego. Aktualne wydarzenia międzynarodowe skłaniają do zagrzebania się w jakiejś jaskini, i obserwowania naskalnych cieni, z nadzieją, że to tylko gra szklanych paciorków. Dlatego Jakubowski, szuka jak Hesse, prawdy nierozpoznawalnej, ufając, że tylko miłość jest w stanie uleczyć ten chory świat. Świat, w którym niegdysiejsze ideały opadły na bruk, i który zmusza nas, żeby, za Rimbaud, stwardnieć, odrzucić romantyzm.
Dodam, że Jakubowski jako artysta i człowiek nie odżegnuje się od głębokiej wiary, co jest szczególnie ujmujące i jednocześnie krzepiące. W dzisiejszych czasach wiara stała się bowiem pewnego rodzaju chłopcem do bicia. Tak jak niegdyś mogła być odbierana, za drugiej strony, jako straszak. Słowacki pisał w Kordianie: Wiara dziecinna upadła na papieskich progach. Z kolei Wojtyła starał się w swoich pismach i poczynaniach przekroczyć próg nadziei. Bez wątpienia, w czasach kryzysu wiary, potrzebna jest jej mocna reprezentacja artystyczna.
MIŁOŚĆ
Miłość jest siłą, co Słońce i gwiazdy porusza. Tak Dante Alighieri kończy swą Boską komedię. Topos miłości, ten swoisty kwietyzm, wydaje się być nicią przewodnią twórczości autora Żywołapki. I, ta miłość pozwala piszącemu tworzyć. Z dala od zgiełku. Tego międzynarodowego i tego miejskiego. Jakubowski bowiem w życiu kulturalnym Bydgoszczy nie uczestniczy specjalnie często, wybierając pracę nad kolejnymi utworami.
Wybierając także przede wszystkim samopoznanie. Poza Polską Kompanią Teatralną i poza Stowarzyszeniem Pisarzy Polskich. Nigdy, zdaje się mówić twórca, nie jest za późno, by zacząć żyć pełnią życia. Czy będzie to wyśnione życie aniołów, które jest gdzie indziej. Czy może życie artysty, nie odżegnującego się od swego konserwatyzmu, w czasach, w których rewolucja znowu stoi u bram. A przecież historia nie tylko, że lubi się powtarzać, co przede wszystkim, jest najlepszą nauczycielką życia właśnie.
Krystian Kajewski